Niezależnie od tego, jaki tytuł nadaję swojemu pisaniu do tego numeru „Trzech Kolorów”, Biała Bogini, która reprezentuje nowe życie, przejmuje dowodzenie. Tak więc rodzę tekst o narodzinach w moim życiu, rodząc nowe części siebie. Na początku myślałam, że to może moja nieumiejętność wypowiadania się w formie pisemnej – że przecież wystarczy usiąść i po prostu napisać kilka zdań, które od dawna czuję w sobie. Gdy proces rodzenia był tak dotkliwy, że nie mogłam sama go udźwignąć i podzieliłam się z kobietami tym, co się ze mną dzieje, okazało się, że nie jestem osamotniona, gdyż w ten sposób przejawia się Bogini, której dedykujemy tym razem swoją pracę, myśli i wysiłki. Abyśmy mogły pisać z serca i z brzucha o sprawach dla nas prawdziwych i żywych, musimy doświadczyć ich w sobie, w swoim wewnętrznym świecie przejść, przeżyć i zrozumieć to, o czym chcemy mówić.
Bardzo mi ulżyło. Dziękuję Bogini za prowadzenie. Odkryłam, że mam trudność pisania na temat inicjacji-narodzin w moim życiu, gdyż jeśli chcę opisać własne doświadczenia, mogę to zrobić tylko z miejsca braku, tęsknoty lub marzeń. Braku, gdyż moje dzieciństwo, dorastanie i młodość przebiegały w społeczności odciętej od tradycji inicjacji. Do tej tradycji mogłabym jedynie zaliczyć kościelne sakramenty chrztu, pokuty, pierwszej komunii i bierzmowania oraz uroczystość z okazji 21. urodzin, ślub, urodzenie pierwszego dziecka, a także odejście taty. Tęsknoty, gdyż wymienione właśnie ceremonie pozostawiły moją duszę nienakarmioną i nie dały wyraźnego poczucia, że przekroczyłam kolejny „próg wtajemniczenia” w proces życia.
Marzenia są tego wyrazem, a przez lata przejawiały się tym, że wyłapywałam wszędzie – w książkach, filmach czy żywych ludzkich historiach – wątki opisujące ceremonie, obrzędy czy inicjacje. Oto kilka refleksji, które noszę w sercu po moich życiowych inicjacjach.
Uroczystość z okazji 21. urodzin była sposobem, w jaki moja mama chciała mi przekazać, że jestem dorosła i że to jest ważne. Zaproszona została rodzina, kilkoro najbliższych przyjaciół łącznie z moim chłopakiem i jego matką. Otrzymałam piękny dar od mamy – serce z różowego kwarcu – i miałam okazję dokonać dobrego dorosłego czynu: stanęłam za sobą i wyprosiłam tegoż chłopaka z domu za to, jak się zachował wobec mnie.
Z okazji urodzenia pierwszego mojego dziecka-córki, dostałam piękny dar w postaci powitania mnie-nas w domu po powrocie ze szpitala. Przekroczyłam próg mieszkania, przez przedpokój przeszłam po kobiercu z płatków róż, a pokoju prawie nie poznałam – znalazłam się nagle w oranżerii lub na ukwieconej łące – w każdym wolnym miejscu i kątku stały wazony, misy i wiadra z pękami przeróżnych kwiatów. Poczułam się jak bogini – piękna pośród piękna, otoczona miłością. Od tamtej pory noszę ten obraz żywy w swoim wnętrzu. Teraz już wiem, że urodzenie pierwszego dziecka to czyn na miarę bogini – kobieta rodzi nie tylko nową istotę ludzką, rodzi też nową matkę. A to nie wszystko. Rodzi także ojca i rodzi babcie i dziadków. Czyli pozwala na narodziny wielu istot – w jednym akcie! W moim przypadku przybyło ich pięć (dziadkowie byli już po tamtej stronie od lat) i tamte chwile stały się pięknym ich spotkaniem.
Przeżyłam jeszcze jedną ważną dla mnie inicjację, kiedy odszedł mój tato. Znowu mama postąpiła zgodnie z tradycją – wiedziała po prostu, że właśnie tak należy. Sprowadziła ciało taty ze szpitala do domu i chyba przez dwa dni wszyscy bliscy ludzie mogli przyjść i pożegnać się. Rodzina, przyjaciele, współpracownicy, sąsiedzi. Jak przez mgłę tego trudnego rozstania, moich łez oraz czasu widzę sznur ludzi, którzy przewijają się przez nasz dom – spędzają kilka chwil z tatą, żegnają go, są też z nami, wspominając go i opowiadając, jak był im bliski lub ważny; czasami milczą, żeby uszanować i dzielić nasz smutek i ból. Na całe życie pozostało mi poczucie, że to było dobre pożegnanie.
Wielkie Koło Życia – tak moi rdzenni nauczyciele opisują proces życia. Wszystko odbywa się w cyklach – narodziny, wzrastanie i rozwój, obumieranie i śmierć, odradza nie się i rodzenie na nowo. Jest to niekończący się proces rozwoju, który w swoim kołowym ruchu tworzy spiralę, gdyż każdy obrót koła przynosi doświadczenia na następnym poziomie. Symbol spirali odnajdują archeoloż ki_ lodzy i etnografki_owie w każdym zakątku ziemi. Każda istota ludzka doświadcza cykliczności życia, zarówno w małej, codziennej czy rocznej skali, jak i w odniesieniu do całego swojego życia. Nasze osobiste Wielkie Koło Życia, czyli czas od narodzin do śmierci i odrodzenia, składa się z wielu etapów. Wejście w nową fazę rozwoju jest jak nowe narodziny. Każda społeczność na przestrzeni wieków wypracowywała swoje ceremonie, obrzędy czy też inicjacje, które zaznaczały wszystkie ważne i przełomowe momenty życia. Były one zawsze połączone z systemem wierzeń i warunkami życia danej społeczności.
Dziś w świecie zachodnim, szczególnie w dużych miastach, gdzie wielopokoleniowa rodzina wraz z licznym gronem żyjących w sąsiedztwie krewnych jest właściwie przeszłością, tradycje inicjacji zanikają. A te, które są jeszcze kultywowane, często zatraciły pierwotne znaczenie, zaś ich symbolika stała się nieadekwatna do obecnego sposobu myślenia i widzenia świata. Ludzie jednak, kierowani potrzebą swojej duszy, poszukują ceremonii, które w ich codzienne życie wniosą głębię i wymiar duchowy oraz pomogą określić siebie i swoje miejsce w społeczności – a może nawet określić, gdzie i jaka jest ta społeczność (rodzina, przyjaciele, wspólnota).
Obserwuję, jak znajomi lub znajomi znajomych spontanicznie tworzą współczesne ceremonie czy obrzędy, wpisane w naszą kulturę. Często korzystają z mitów lub baśni w poszukiwaniu inspiracji czy znaczeń, które rezonowałyby z ich życiem czy też wartościami, jakie chcą przekazać dzieciom. Czasami mam zaszczyt brać udział lub pomagać w przygotowaniu ceremonii. Scenariusz jest zawsze bardzo indywidualny, gdyż musi on być dostosowany do konkretnej rodziny, jej przekonań, oczekiwać, potrzeb i otwartości. Odbywają się już w Polsce nowe piękne ceremonie, zaznaczające kolejne etapy czy progi życia: powitanie noworodka, zaślubiny, zrękowiny, święto pierwszej krwi dla dziewcząt, powiązana także z nim ceremonia trzynastu wróżek, przyjęcie młodej matki do grona matek, przyjęcie nowego imienia, oczyszczenie i poświęcenie nowego mieszkania lub domu, przyjęcie do kręgu starszyzny, ceremonia błogosławienia przed daleką podróżą.
Być może nie dotarły do mnie informacje o ceremonii mądrej krwi (czyli ostatniej miesiączki), wspólnego wkroczenia do kobiecej Krainy Matek i Córek, inicjacji przyjęcia do kręgu dorosłych mężczyzn i o wielu innych. Ale jestem pewna, że idziemy w dobrą stronę i będziemy się nawzajem inspirować i wspierać, żeby nasze dzieci doświadczały harmonijnego rozwoju, tworzyły dobre relacje ze sobą, innymi i światem. Żeby codzienne życie wypełniały miłość, radość i poczucie świętości.
Maria Ela Ziemkiewicz
Tekst ukazał się w 4 numerze sabatnika „Trzy kolory” w 2012 roku.