2020 Ksenia

Krąg kobiet, roczna przygoda z Matka Klanowymi to, jak do tej pory, moja najważniejsza kobieca podróż.

Na kręgu nie znalazłam się z przypadku. Najpierw kilka lat wcześniej trafiła do mnie książka o Matkach Klanowych, później zawołał mnie krąg.

Z pierwszego wspólnego spotkania pamiętam, że biegłam na nie w pomarańczowych rajstopach i długiej sukience (pomarańczowy jest kolorem pierwszego miesiąca), pełna ekscytacji, ciekawości i z odrobiną niepewności. Po wejściu zastałam grupę rozemocjonowanych kobiet. Każda inna, każda uśmiechnięta i przyjazna. Ja sama byłam wtedy w trudnym dla mnie momencie, ale po przekroczeniu progu miejsca spotkania, znalazłam się w zupełnie innej energii. Energii kobiecej, pełnej radości, łagodności, bezpiecznej. Pamiętam, że skończyłam to spotkanie z myślą, że nigdy nie czułam się aż tak akceptowana i na miejscu, jak tam.

Miałam też myśl, że „właśnie rozpoczął się we mnie jakiś proces… Będzie się działo!”. Ale bycie tam z kobietami dało mi tyle mocy i wsparcia, że bez wahania stwierdziłam, że dam radę i idę w to!

I mimo, że w tym zwariowanym roku nasz krąg miał różne formy i kobiety podejmowały różne decyzje, dotyczące bycia w nim razem, to mi to zostało. Czuję, że to była jedna z moich najlepszych i najważniejszych decyzji. Poznałam siebie, doceniłam, zaakceptowałam. Ponad to, dzięki empatycznej uważności Marii Eli i Joanny, wszystkim ćwiczeniom i rozmowom, mogłam przyjrzeć się sobie z zupełnie nowej perspektywy i spotkać się ze swoimi częściami, które zakopałam głęboko w sobie. Teraz nie tylko mam do nich dostęp, ale żyję z nimi w miłości. Do samej siebie. To wszystko nie byłoby możliwe bez kobiet w kręgu. Najważniejszą rzeczą z pośród wielu bardzo ważnych w kręgu było dla mnie odbijanie się w kobietach jak w lustrze. Czuję, że dzięki nim miałam okazję doświadczyć i uleczyć po kawałku nie tylko ze swoich części ale i części każdej z kobiet. Krąg jest dla mnie o braniu i dawaniu. O przepływie. O pełni. O wsparciu, bezpieczeństwie i o akceptacji. Krąg to siostrzeństwo. Wspólne doświadczanie. Wspólne śmianie się i łzy. Łzy współodczuwania, szczęścia i czasem smutku. Wdzięczność.

Teraz wiem, że ten wspólny rok dał mi dokładnie tyle ile potrzebowałam. Ale to nie znaczy, że przygoda się skończyła. Teraz zaczyna się czas na sprawdzenie wszystkiego co we mnie nowe. To co z pewnością zyskałam to siostry na życie.

Dziękuję!